Następnej
nocy spałam już trochę spokojniej, ale i tak minie trochę czasu, aż się
przyzwyczaję do nowego otoczenia. Niektórym przychodzi to z łatwością, ale ja
nie jestem przyzwyczajona do tego, zawsze trzymałam się swoich przyjaciół,
nikogo nie chciałam poznawać i dopuszczać do tego mojego świata, teraz jest
inaczej, jeśli tego nie zrobię, przegram.
Wczoraj
spałam w spodniach od dresu i zwykłym podkoszulku, nic specjalnego, tak też
poszłam do kuchni po śniadanie. Dzisiaj są eliminacje, ale dopiero wieczorem,
mogłabym spać jeszcze, jednak obudziły mnie pozostałe osoby mieszkające w tym
domu. Gdy widzę ich wszystkich razem, nie dochodzi do mnie, że jedna osoba
odpadnie i to przeze mnie. Niestety takie są reguły gry.
-Ooo śpiąca
królewna wstała – powitał mnie Samuel, a reszta zaczęła się śmiać. Nie
widziałam w pomieszczeniu Kennedy, Oliver’a, Eric’a i Jack’a.
-Niestety
sama musiałam się przebudzić – uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do
lodówki.
-Nie musisz
się trudzić. Dla BWR śniadanie gotowe, no można powiedzieć że śniadanie –
Taylor wskazał mi na stolik w kącie pokoju.
Gdy na niego
spojrzałam, przypomniało mi się jak wczoraj w nocy mnie odwiedził, najwyraźniej
o tym samym pomyślał, bo szeroko uśmiechnął się do mnie. Wzięłam jeden kubełek
słodkości z wielką wystającą łyżką i wróciłam do nich. Josh i Samuel zawzięcie
o czymś dyskutowali, a tymczasem Cory wyszedł z pokoju. Zjadłam połowę mojego
„śniadania” i pod pretekstem zmiany ubrania poszłam za Cory’m. Nie miałam
jeszcze okazji z nim porozmawiać, a skoro mam wyznaczyć osoby do eliminacji,
muszę wiedzieć kto tu dla kogo jest. Na razie przekonałam się tylko do Dewon’a,
a Taylor jest na dobrej drodze. Przechodziłam przez kolejne pokoje. Siedział w
salonie w samym końcu domu. Odłożyłam kubełek, który trzymałam na komodzie i
chwilę stałam w wejściu nie wiedząc co powiedzieć. Cory siedział na kanapie z białej
skóry i wpatrywał się w swój telefon, natomiast ja stałam zaraz za oparciem
mebla.
-Schowałeś
się tu, bo boisz się dzisiejszych eliminacji? – zażartowałam.
Odwrócił się
w moim kierunku i uśmiechnął się. Uznałam, że mogę do niego podejść. Usiadłam
obok.
-Nie sądzę,
żebyś to mnie próbowała stąd wyrzucić.
-Naprawdę? A
skąd to możesz wiedzieć, może przyszłam żeby ci powiedzieć, że jesteś
nominowany?
-Myślałem,
że swoich nie będziesz wyrzucać.
-Swoich?
-Wiem, że
jeszcze nie rozmawialiśmy, ale miałem okazję spędzić trochę czasu z pozostałymi
dziewczynami i tym samym potwierdziło się, że nie przyjechałem tu dla nich.
-Nie mówisz
tego dla tego, że dzisiaj możesz odpaść?
Zaśmiał się
cicho. Nie był to nerwowy śmiech, który by zdradzał że jest winny i kłamie, to raczej
śmiech jaki wyrażał oczywistość odpowiedzi na moje pytanie.
-Jeśli dziś
nie odpadniesz, przekonasz się jakie są moje zamierzenia.
-Może
będziemy mieć do tego sposobność – oznajmiłam i wstałam, aby nie miał pewności,
że jest bezpieczny, musi się starać.
Jednak nie
zrobiłam nawet kroku w stronę wyjścia, bo przyciągnął mnie do siebie, tak że
usiadłam na jego kolanach okrakiem i zaczął mnie całować. Czy każdy facet w tym
domu jest taki pewny siebie? Z początku chciałam go uderzyć, bo nie powinien
myśleć że tak łatwo ulegnę, ale zanim tu przyjechałam, przyrzekłam sobie, że
zrobię wszystko żeby wygrać, ale pocałunek nie jest niczym szczególnym. Muszę
mieć go po swojej stronie, czym więcej będę miała sojuszników, tym mam większe
szanse, aby wygrać.
Po dwóch minutach
odsunęłam się trochę od niego.
-To i tak
nie znaczy, że możesz być spokojny- szepnęłam mu do ucha, skomentował to cichym
śmiechem.
Wstałam i
odeszłam w kierunku kuchni, jednakże nie było dane mi dość do celu. W hallu
natknęłam się na prowadzącego program, Jared’a. Szukał mnie dlatego, aby
oznajmić mi, że w garderobie czeka na mnie specjalny prezent. Każda BWR dostaje
jakiś prezent, oczywiście każdy jest inny. Sama
miałam tam iść, oczywistym było
że nie kręcą go ubrania, buty czy torebki. Weszłam do pomieszczenia, które
tymczasowo jest dla mojej dyspozycji. Na stoliku pośrodku pokoju leżała
bransoletka, zegarek i oryginalna, biała torebka Chanel. Bardzo ucieszyłam się
z takiego prezentu. Z Chanel miałam tylko jedną torebkę która została u Emily,
bo nie zmieściła mi się do walizek. Na myśl o przyjaciółce poczułam niemiły
ścisk w brzuchu. Gdy tu przyjechaliśmy, zabrali nam telefony, nie wiem czemu,
może żeby nikt nam nie podpowiadał co robić, ale przez to nie mam w jaki sposób
skontaktować się z kimś poza uczestnikami programu.
Postanowiłam
wreszcie się ubrać. Za kilka godzin mają odbyć się eliminacje, jeden facet nas
opuści, a do tego ja mam się przyczynić. Nie mam pojęcia kogo wybrać.
Jako że do
mojej dyspozycji są wszystkie ubrania najlepszych projektantów, od czasu
zostania BWR ubieram się tylko w stroje tymczasowo należące do mnie. Tym razem
wybrałam krótką, czarną sukienkę z głęboko wyciętym dekoltem, do tego założyłam
złote buty na 12- centymetrowym obcasie. Kennedy i Loren nie mają ze mną szans.
Wyszłam z
garderoby i skierowałam się prosto do kuchni, mając nadzieję że ktoś tam będzie.
Spotkałam tam Dewon’a, Samuel’a i Eric’a. Gdybym miała wybierać, którego z tej
trójki miałabym wyeliminować, to odpowiedź jest prosta, może w ten sposób
dokonam wyboru? Podeszłam do nich i stanęłam obok Dewon’a, to było jasne, że
jego najbardziej lubię, może to mnie pogrążyć, ale nie umiem tego ukryć.
-Decyzja
podjęta? – zapytał mnie.
-A mówiłam
ci, że jesteś nominowany?
-Nie.
-I masz
odpowiedź.
Wiedział, że
żartuję.
-Moglibyście
mnie zostawić z Eric’iem? – zapytałam Dewon’a i Samuel’a.
Mam coraz
mniej czasu, chciałam już mieć pierwszą osobę za sobą, przecież muszę to
zrobić, powinnam już dawno tego dokonać, ale stchórzyłam. Nie teraz, bo jeśli
nie ja to kto? Nie pozwolę Kennedy czy Loren wybierać, nie dam im tej
satysfakcji, będę walczyć, żeby zostały BWR jak najmniejszą ilość razy.
-Nie
mieliśmy jeszcze szansy porozmawiać – zwrócił się do mnie Eric, gdy zostaliśmy
sami.
-Tak i
właśnie dlatego jesteś nominowany. Miałeś trzy dni i z nich nie skorzystałeś, a
ja potrzebuję tylko tych osób, które się starają, a ty tego nie robisz.
-Ale
przecież…
-Podjęłam
decyzję.
BWR – tak,
jestem typową suką, bo nawet nie dałam mu okazji, żeby cokolwiek mi
wytłumaczyć. Nie pozwoliłam mu, bo wiem, że jest tu dla Kennedy, nie dla mnie,
czyli nie jest mi potrzebny.
Zostawiłam
go w kuchni i wyszłam na taras, siedzieli tam Loren i Oliver. Nie było potrzeby
jej wypraszać, przecież i tak dowie się, kto jest nominowany. Podeszłam tylko
do nich i powiedziałam jej towarzyszowi, że stanie dziś w eliminacjach. Zdaję
sobie sprawę, że ten kto zostanie w domu nie będzie mnie lubił, więc wybieram
te osoby, z którymi nic mnie nie łączy.
Wróciłam do
wnętrza i skierowałam się do salonu, tak naprawdę nie miałam pojęcia gdzie są
wszyscy, ale postanowiłam poszukać, bo co innego mi zostaje zrobić? W salce
kinowej znalazłam Kennedy i Dylan’a, ale to nie on jest moim następnym celem,
nie jest wcale groźny. W salonie nie było nikogo, więc reszta musiała być w swoich
pokojach. Nie pamiętam do końca, gdzie kto śpi, więc wchodziłam po kolei do
wszystkich. W pierwszym nie było nikogo, w drugim tylko Brandon i Samuel.
Porozmawiałam z nimi chwilę, ale miałam pół godziny do eliminacji, więc nie
mogłam dłużej zwlekać. Weszłam do trzeciego pokoju, w którym były tylko dwa
łóżka, a najwięcej osób.
-Wietrzysz
pośladki? – zapytał mnie Taylor.
Nie było
sensu robić z tego afery, przecież on jest po mojej stronie. Nic mi do tego, że
to ze mnie żartował, ale na drugi raz nie odpuszczę.
-Lubię kusić
– odparłam żartobliwie.
Kręciłam się
trochę przy nich, co rusz odpowiadając kąśliwie na jakieś zaczepki, aż wreszcie
uznałam że mam na serio mało czasu, więc wyciągnęła rękę do Jack’a. Podał mi
dłoń i oboje wyszliśmy z pokoju.
-Powiem krótko.
Jesteś nominowany. Przez trzy dni, ani razu nie rozmawialiśmy, nic nas nie
łączy.
Kiwnął głową
i poszedł do swojego pokoju, a skierowałam się w stronę salonu, gdzie mamy się
spotkać przed pójściem na eliminacje. Moja władza się skończyła, tera Kennedy i
Loren zadecydują kto ma odpaść. Wreszcie dołączyli do mnie pozostali, dziwnie
się czułam tak sama siedząc. Miałam poczucie winy, ale to minie, chcę być BWR i
wygrywać kolejne zadania i przyzwyczaję się do eliminacji, ale dzisiaj jest to
jeszcze nowe doznanie i dużo mnie kosztuje. Muszę jednak dobrze grać, otaczają
mnie kamery z każdej strony.
Sześć osób
weszło do Sali eliminacyjnej, pozostali zostali w salonie czekając, aż się
zakończy.
W
pomieszczeniu do którego weszłyśmy, stały trzy, złote fotele w kształcie
tronów. Na oparciu każdego z nich były wyszyte nasze imiona, moje było w
środku, ale to chyba ze względu na to, że jestem BWR. Obok nas siedział na
zwykłym, czarnym fotelu Jared – prowadzący. A naprzeciwko nas stała bordowa
kanapa, w sam raz na trzy osoby.
Jared
wygłosił mowę na temat, co się za chwilę wydarzy, nie słuchałam go. Wpatrywałam
się w nominowanych, każdy miał nadzieję że stąd wyjdzie i wróci do salonu, ale
jeden wróci do domu. Siedząc tutaj zdałam sobie sprawę, że nie jest wcale tak
źle. To ja nominowałam, więc siedzą tu te osoby, na których mi nie zależy. Tak
naprawdę ciekawi mnie tylko, kto odpadnie. Otrząsam się z myśli dopiero gdy
słyszę moje imię.
-Tess – mówi
nadal Jared – Otwórz proszę kopertę, która leży na poręczy twojego fotela.
Dopiero, gdy
o niej powiedział, zobaczyłam, że naprawdę leży obok mojej dłoni. Jest
przymocowana tak, aby nie spadła. Rozwiązałam kokardkę i otworzyłam kopertę. Na
samej górze kartki pisało „Przywilej BWR”. Najwyraźniej moja władza jeszcze się
nie skończyła.
-Odczytaj co
jest tam napisane – pokierował mnie Prowadzący.
Zaczęłam
więc czytać:
-„BWR ma
prawo oddać pełnię władzy”.
Nie
wiedziałam tak naprawdę o co chodzi, przecież Kennedy i Loren mają władzę.
-Możesz
oddać władzę Loren albo Kennedy i wtedy jedna z nich wybierze kto zostanie, a
kto wróci do domu – wyjaśnił Jared – Czy skorzystasz z tego przywileju?
-Tak –
odparłam – Loren możesz zadecydować.
Wybrałam
Loren, bo to nie jej faceci tu siedzą. Gdybym pozwoliła na to Kennedy, odesłałaby
tego do którego najbardziej się nie przekonała, ona zna relacje między nią, a
tymi facetami, a Loren nie, dlatego wybierze na oślep, chyba że potwierdzą się
moje obawy i obie są związane w sojuszu, który ma doprowadzić do zniszczenia
mnie, wtedy nic mnie nie uratuje, tylko moja walka.
Nadszedł
czas aby faceci powiedzieli dlaczego mieliby zostać, słowa te mają skierować
tylko do Loren, bo to ona tym kieruje. Ostatnio czego było trzeba wysłuchać, to
moje wytłumaczenie dlaczego ich wybrałam.
-Poza wami
rozmawiałam już z każdym chłopakiem. Mimo, że jesteśmy tutaj trzy dni, oni
znaleźli na to czas, przynajmniej próbowali mnie choć trochę poznać, a wy nie.
W ten sposób dowiedziałam się, że żaden z was nie jest tutaj dla mnie.
Nie
wiedziałam co jeszcze powiedzieć, dlatego zamilkłam.
Wszystko co
dalej się wydarzyło było takie szybkie. Loren ocaliła Jack’a, który od razu
wrócił do salonu. Następnie musiała wybierać pomiędzy Eric’iem, a Oliver’em.
Nie zastanawiała się długo, jej tak samo jak mnie nie interesowało kto
odpadnie, bo są oni po stronie Kennedy. Najwyraźniej przesadziłam z tym
sojuszem pomiędzy dziewczynami. Eliminacje skończyły się, gdy Loren
wypowiedziała imię „Eric”. To jego już nigdy nie zobaczymy. Spuścił głowę i
wyszedł z pokoju. Poczułam się jeszcze gorzej niż dzisiaj rano. Chciałam za nim
pobiec, zacząć krzyczeć, że jeszcze raz trzeba przeprowadzić eliminacje, ale
siedziałam i wpatrywałam się w swoje ręce. Gdy mogłyśmy odejść, pozostałe
dziewczyny poszły do salonu do chłopaków. Nie miałam humoru, nie mogłam już
udawać, skierowałam się do mojej sypialni. Przynajmniej przez sen nie będę
myśleć, że to ja usunęłam stąd Eric’a.
Zmyłam cały
makijaż i rozebrałam się do bielizny. Miałam tylko nadzieję, że tutaj nie ma
kamer i nie nagrywają mnie właśnie. Usiadłam na łóżku i załamałam ręce. Gdy już
chciałam zakopać się w pościeli, ktoś bez pukania wszedł do pokoju. Myślałam,
że to Taylor, bo już raz tak zrobił, ale się pomyliłam. Weszła tu osoba z którą
jako jedyną mogłam teraz rozmawiać.
Dewon miał
na sobie krótkie spodenki, tylko tę część garderoby. Musiałam długo siedzieć
sama, skoro i on szykował się do spania.
-Czemu nie
przyszłaś razem z Kennedy i Loren do nas?
-Nie miałam
humoru.
-To tylko
gra…
-Wiem, że to
tylko gra, ale nie chciałam żeby ktoś odpadł.
-Tylko w ten
sposób może ktoś wygrać.
Usiadł obok
mnie i objął mnie ramieniem.
-Wiem kogo
jeszcze chcę się pozbyć, dlatego chcę być dalej BWR – oznajmiłam.
-Rozmawiałem
z chłopakami na ten temat z kim trzymają jak na razie. Wielu nie wie jeszcze,
ale też sporo sądzi że to ty wygrasz. Nie powiem ci kto, ale musisz wiedzieć,
że masz szanse, nie żałuj tych którzy odpadli, odpadli bo nie byli za tobą.
Powinnam
grać, powinnam być suką, która ma kilka frontów, ale ja widzę tylko Dewon’a,
tylko z nim chcę wygrać. Wiem, że jest inny przy pozostałych facetach, ale to
na potrzeby oglądalności, rozumiem to. Mogę go poznać tylko w takich
okolicznościach, gdy jako jeden jest przy mnie, by mnie pocieszyć.
Oparłam
czoło o jego nagie ramie. Nie powinnam się użalać nad sobą. Co jeśli pomyśli,
że chcę być tylko jego przyjaciółką? Wtedy zmieni stronę, stanie za Loren lub
Kennedy z którą będzie mógł wygrać.
Dotknął
mojego policzka, momentalnie zadrżałam. Podniósł moją głowę na wysokość jego
spojrzenia. Nie mówił nic, ale wiedziałam o co mu chodzi. Nie zwlekając
przejęłam inicjatywę i przyparłam do niego. Ten pocałunek nie był tak sztuczny
jak ten z Cory’m, ale nie mogłam go porównywać do Taylor’a, bo do niego także
coś czuję. Dewon przycisnął mnie mocniej do siebie, nie miałam ochoty go
puścić, choć zdawałam sobie sprawę, że przywiązanie do jednego faceta wykopuje
pode mną wielki dołek.
To tylko
pocałunek, nie puszczam się z dopiero co poznanym chłopakiem. Mam swoje
granice.
Przynajmniej
tak sobie będę powtarzać i kiedyś w to uwierzę.
------------------------------------------------------------------
Dodałam kolejny, mam nadzieję, że przerwa nie była dość długa, ale zawsze się zbierałam i jakoś nie mogłam dodać, a aktualnie piszę rozdział 15! Jeśli czytasz, skomentuj, wtedy wiem co sądzicie i ile osób czyta.