Nie ważne,
że wstaliśmy o bladym świcie, po to by Dewon przeniósł się do swojego pokoju. I
tak wszyscy wiedzieli, że spędziliśmy razem noc. Nie tłumaczyłam nikomu, że
między nami nic się nie wydarzyło, nie było sensu, bo ten fakt i tak mówił sam
za siebie. Prawda jest taka, że tylko razem spaliśmy w jednym łóżku, było parę
buziaków, ale nic więcej. Plotki nie są wieczne, za kilka dni, a może jutro co
innego będzie na celu.
Aby
zaznaczyć, że nie tylko Dewon mnie interesuje, weszłam do kuchni tak jak
poszłam wczoraj spać – w samej bieliźnie. W ten sposób pokażę, że jakbym
naprawdę żywiła głębokie uczucie do Dewon’a, nie pokazywałabym się tak nikomu
innemu. Efekt był jednoznaczny z moimi przemyśleniami.
-Dewon się
nie obrazi, że my widzimy cię tak? – zapytał Taylor mierząc mnie od góry do
dołu.
-Sam się go
zapytaj. Może jesteś zazdrosny?
Podszedł do
mnie nie zważając na pozostałe osoby i szepnął mi do ucha.
-Nie mam o
co, nieprawdaż?
-Dewon nie
widział więcej niż ty, o to ci chodzi? – też szeptałam.
-Naturalnie.
Uśmiechnął
się i wyszedł na taras. Świetnie, teraz tylko we mnie wszyscy się wpatrują.
Udając, że mnie to nie obchodzi, podeszłam do szafki nad kuchenką i wyjęłam z
niej paczkę ciastek. Moja sielanka się skończyła, gdy Kennedy i Oliver weszli
do kuchni. Na początku mnie ignorowała, tak samo jak Oliver, rozumiałam
dlaczego, ale sądzę że przesadzali, to jest gra! Uświadomił mi to Dewon,
którego tutaj nie ma.
-Jednak
pasujesz na BWR – oznajmiła Kennedy, gdy przestała nie zwracać na mnie uwagi –
Naprawdę jesteś suką.
-Bardzo
obchodzi mnie twoje zdanie, jednak skoro tak sądzisz zaakceptowałaś przegraną.
Brawo.
-Nie masz
nawet prawa tak do mnie mówić. Uważasz się za dorosłą, a masz dopiero 20 lat.
-No i co z
tego, że jesteś starsza? Twój mózg zatrzymał się na etapie szkoły podstawowej.
Ale jakby tak się zastanowić, jesteś blondynką i to jest dla ciebie naturalne.
Kilku
facetów zaczęło się śmiać, ale zrozumiałam, że przekroczyłam granice. Kennedy
się zdenerwowała do tego stopnia, że rzuciła się na mnie. Zdążyłam złapać ją za
włosy i podcięłam jej nogi. Upadła na podłogę, ale zaraz wstała, najwyraźniej
chciała zrobić mi krzywdę, a nie wiedziała, że w życiu już nie raz się biłam.
Gdy skuteczne blokowanie jej znudziło mnie, odwróciłam się, by zobaczyć jak
inni na to zareagowali, wtedy blondynka zmieniła taktykę. Uderzyła mnie
patelnią w tył głowy. Wtedy i ja się wkurzyłam. Natarłam na nią i jednym
wymierzonym ciosem rozcięłam jej wargę. Nie mogłam jej już nic zrobić, bo ktoś
odciągnął mnie, podczas gdy Oliver, Michael, Dylan i Cory pomagali Kennedy.
Miałam dość siły, by wyplątać się z objęć osoby która mnie trzymała, dlatego
przebiegłam jeszcze raz kilka metrów w kierunku leżącej Kennedy, ale wtedy złapał
mnie Taylor. Razem z Brandon’em, który trzymał mnie wcześniej, wynieśli mnie na
taras.
-Już ją
zostaw. – przemówił do mnie Taylor ujmując moją twarz w obie dłonie, które
zaraz zrzuciłam.
-Jeszcze jej
bronisz? To ona pierwsza zaczęła. Miałam stać i czekać, aż cokolwiek mi zrobi,
co i tak by graniczyło z cudem.
-Gdyby nie
wzięła patelni nic by ci nie zrobiła. – dodał Brandon żartobliwym tonem. Udało
mu się rozluźnić atmosferę.
Pokiwałam
głową i weszłam do środka. Złość ze mnie ustąpiła, ale i tak, gdy usiadłam na
kanapie w salonie, Brandon zaraz pojawił się obok mnie, żeby mnie pilnować.
-Mogę cię o
coś zapytać? – odezwał się Brandon, by odwrócić moją uwagę.
-Jasne,
śmiało.
-Czemu mnie
nie nominowałaś? Podobno wzięłaś tych, z którymi nie rozmawiałaś ani razu, ale
ze mną też nie zamieniłaś słowa.
-Tak
naprawdę, nie wzięłam cię nawet pod uwagę. Ty jeszcze nie wybrałeś po której
jesteś stronie, przynajmniej tak mi się wydaje.
-Czyli
gdybym powiedział, że jestem po stronie Loren to byłbym nominowany?
-A jesteś?
-Nie. Nie
mogę jednak powiedzieć, że jestem po twojej. Cały czas jest przy tobie Taylor,
Dewon albo Samuel. Gdyby nie dzisiejsza bójka nie mógłbym z tobą porozmawiać.
-Nie zważaj
na nich, przecież nic ci nie zrobią, gdy będziesz chciał ze mną porozmawiać.
-Mam
nadzieję.
Przytuliłam
go i poszłam do swojego pokoju. Zapomniałam, że mam na sobie tylko bieliznę.
Pomalowałam się i wróciłam do kuchni. Martwiła mnie nieobecność Dewon’a. Nie
ukrywał się tylko dlatego, bo krążą wokół nas plotki. Spytałam się kilku osób,
czy go widzieli, ale od rana się nie pokazywał. Chyba nie zrezygnował? Byłam we
wszystkich możliwych pokojach w tym domu i nigdzie go nie było. Wyszłam więc na
dwór, choć rzadko to robiłam. Przerażało mnie otoczenie lasu z każdej strony.
Jednak to było
dobrym posunięciem. Znalazłam go siedzącego na skraju lasu. Prędko podeszłam w
jego kierunku i usiadłam obok.
-Czemu nie
jesteś ze wszystkimi?
-Obmyślam
plan gry.
-Gry?
-Ty jesteś
bezpieczna w tym domu, a ja nie. Nie powinienem oznajmiać już od początku, że
jestem po twojej stronie. Kennedy i Loren przy każdej nadarzającej się okazji
mnie wyrzucą, a ty sama mnie nie uratujesz.
-Czemu tak
myślisz? Po mojej stronie jest jeszcze Taylor, Brandon i Cory, oni się tym nie
przejmuję.
Próbowałam
go pocieszyć, choć sama nie byłam pewna czy oni są także po mojej stronie.
Pokiwał przecząco głową.
-Słyszałem
rozmowę Oliver’a i Kennedy. Mówiła mu, że chce wygrać następne zadanie i
nominuje mnie Taylor’a i Samuel’a.
-Nie pozwolę
jej wygrać.
-Dobrze
wiesz, że choćbyś chciała, BWR nie będziesz tylko ty.
Przytuliłam
go, bo nie wiedziałam co powiedzieć.
-To jaką
taktykę obierzesz?- wydusiłam wreszcie pytanie, na które nie chciałam znać
odpowiedzi.
-Będę się
zachowywać jak skończony dupek, wykaże się zainteresowanie Kennedy i Loren i
trochę się od ciebie odizoluję. Muszę to zrobić po to, żebyśmy wygrali.
-Jasne –
odparłam i wstałam.
-Gdzie
idziesz? Tess!
Ale ja już
szłam przez trawnik do domu. Nie wiem, czy na serio chce grać żebyśmy wygrali,
czy znudziło mu się udawanie, że coś do mnie czuje, bo myślał że w ten sposób
nie odpadnie jako pierwszy. Zaufałam mu, a on bez skrupułów oznajmia mi, że
planuje się migdalić z moimi rywalkami. Nie zwróciłam uwagi gdzie idę, aż
dotarłam do salonu i usiadłam koło Taylor’a, naprzeciwko Brandon’a. Na stoliku
obok stała butelka Jack Daniells’a i obok szklanki. Nalałam sobie do jednej i
ze złością wpatrując się w okno, zaczęłam z niej pić. Oni również pili, ale nie
mieli jak ja tak wygórowanych żądań, bo piję tylko alkohol z wyższej półki.
Gdyby Dewon
naprawdę chciał ze mną wygrać to by tak nie postąpił. Nie przejmowałby się tym,
że może odpaść, bo Kennedy i Loren mogą wziąć go na celownik, robiłby wszystko
co w jego mocy, żeby do tego nie doszło. Najwyraźniej sądzi, że ja będę na
niego czekać, a on będzie pomagać innej. Wielce się myli, ja nie dam się tak
łatwo oszukać. Chce zmienić narożnik? Ja zrobię to samo.
-Wypiłaś już
butelkę? Co się stało? – zapytał Brandon.
-Nic.
Odłożyłam
szklankę z hukiem na stolik i skierowałam się do pokoju. Co chciałam takim
zachowaniem osiągnąć? Prawdopodobnie nic. Muszę teraz obmyślić taktykę. Dewon
ma rację, nie będę cały czas BWR, a wtedy sama swoich nie obronię. Nie, muszę
mieć nadzieję że wszystko pójdzie jak najlepiej, nie mogę myśleć, że stracę
swoich sojuszników, choć teraz mam wątpliwość, że takowych posiadam.
Nie miałam
co robić w pokoju. Chodziłam w nim w tę i z powrotem. Moje uzależnienie od
kokainy zaczęło mi dawać w kość już po trzech dniach dlatego alkohol mi pomaga.
Pociągnęłam za klamkę, chciałam iść po jeszcze jedną butelkę.
-Dokąd się
wybierasz? – zapytał mnie Taylor. Stał przede mną, najprawdopodobniej znowu
chciał mnie odwiedzić.
-Chciałam
się napić.
-Już dość
wypiłaś.
Nie
sądziłam, że niekiedy myśli poważnie i logicznie, zaskoczył mnie. Wszedł do
mojego pokoju i zamknął drzwi, nie pozwoli mi wyjść.
-Lubisz mi
grać na nerwach, prawda? – spytałam, po czym uśmiechnął się szeroko.
-Gdy się
złościsz jesteś tak samo ładna, gdy tego nie robisz, więc po co miałbym to
robić?
-Dla zabawy?
-Jeszcze
mnie nie znasz, kotku.
-Postaraj
się wygrać, wtedy będziemy mieli więcej czasu, żeby się poznać.
-Jesteś taka
pewna, że i ty wygrasz?
Pokiwałam
głową, nie odezwałam się już więcej, bo przybliżył się tak, że jego twarz
znajdowała się od mojej zaledwie kilkanaście centymetrów. Zawsze się tak bawi,
chce żebym to ja go zapragnęła. Do tego czasu całe swoje zainteresowanie
skierowałam do Dewon’a, tym samym nie zauważyłam jednej rzeczy. Taylor
interesuje mnie w tym samym stopniu. Ma piękne, gęste włosy i jest niezwykle
przystojny, prawdopodobnie uśmiech dodaje mu więcej uroku niż sądziłam.
Zauważył, że mu się przyglądam z większym zainteresowaniem niż zazwyczaj. Przez
krótką chwilę wpatrywał mi się w oczu, ale zaraz po tym przywarł wargi do
moich. Ten pocałunek był inny od wszystkich innych. Pełen namiętności, dzikości
i dziwnej rozkoszy, która wypełniała mnie od środka. Jak mogłam być przez rok z
Zac’iem którego ewidentnie nie kochałam. Na świecie jest pełno facetów, którzy
bardziej mnie pociągają niż on, na przykład Taylor.
Przesuwał
dłonie po moich plecach, aż wreszcie ściągnął ze mnie koszulkę. Nie byłam pewna
czy tego akurat chcę, ale dałam się ponieść chwili. Nie zwlekając i ja zdjęłam
z niego górną część stroju. Dosyć że Taylor jest przystojny to jeszcze dobrze zbudowany.
Popchnęłam go na łóżko po to by być na górze. Dalej nasze wargi zgodnie
współpracowały, dopóki po kilku minutach nie usłyszeliśmy pukania do drzwi.
Zeszłam z faceta pode mną, a on pospiesznie ukrył się w łazience. Założyłam
bluzkę i otworzyłam drzwi. Stał za nimi Cory, miał na sobie szorty do kolan, a
w dłoni trzymał drinka.
-Chciałem
spytać, czy nie masz ochoty na pójście z nami do basenu?
-Czyli z
kim?
-Ja i
chłopaki.
-A Kennedy
albo Loren?
-Loren,
Kennedy nadal przeżywa.
-Daj mi 10
minut.
Uśmiechnął
się i zawrócił.
Z łazienki
wyszedł Taylor. Najprawdopodobniej ta cała sytuacja była dla niego śmieszna, bo
zanosił się stłumionym śmiechem. Pocałowałam go tylko raz i wygoniłam z pokoju,
chciałam się przebrać. Pierwszy raz skorzystamy z basenu, który wygląda wprost
rewelacyjnie. Szczególnie przyciąga to jacuzzi obok. Wzięłam ze sobą 3 pary
kostiumów kąpielowych. Wyciągnęłam jeden z nich – czarny i pośpiesznie
założyłam. Nie mogłam pozwolić, żeby Loren była sama z nimi wszystkimi. W
korytarzu minęłam Dewon’a, ale przeszłam obok bez słowa, sam chciał mnie
ignorować. W basenie było już większość osób, natomiast Brandon siedział na
skraju basenu po prawo, a Michael i Dylan po lewo. Usiadłam obok tego
pierwszego. Miał do mnie pretensje, że nie może ze mną porozmawiać. Teraz mu
pokażę, że wcale tak nie jest.
Ta kąpiel
miała bardzo dobrą sposobność, żeby zobaczyć kto interesuje się Loren, a kim
ona. Widać było jak na dłoni, że najwięcej poświęca uwagi Samuel’owi, a jemu to
obojętne. Do niej jednak startują Josh i Michael, który właśnie wskoczył do
basenu. Jack i Cory są bez strony.
-Masz mocną
głowę. Butelka Jack Daniells’a a ty nadal dobrze się trzymasz.
-Mam już
wprawę- skwitowałam żartobliwie.
Zaczęliśmy
się śmiać w tym samym czasie, w tym samym momencie Dewon obrzucił mnie posępnym
spojrzeniem.
Brandon
wskoczył do basenu i pociągnął mnie również. Dołączyliśmy do grupy, w której
znajdowali się Cory, Taylor, Dewon, Samuel i Dylan. Byłam głównym celem ich
rozmów, wiele robili żeby mi się przypodobać, ale moim zdaniem po prostu za
dużo wypili. Gdy przez 15 minut kleiłam się do Brandon’a na zmianę z Taylor’em,
Dewon miał najwyraźniej dosyć i wyszedł z basenu. O co mu chodzi? Chce mnie
ignorować, proszę bardzo. Niech nawet będzie w grupie Loren, mało mnie to obchodzi.
Brandon
chyba był zazdrosny o Dewon’a, bo tylko gdy ten poszedł, zmienił swoje ostrożne
zachowanie. Objął mnie ramieniem i cały czas żartował. Sytuacja była
niezręczna, bo był tu jeszcze Taylor, ale to się zmieniło gdy poszedł spać,
przynajmniej to podał za powód dla którego idzie.
Oparłam się
o ścianę basenu, a Brandon położył obie dłonie na kafelkach, tak że znajdowałam
się między jego rękami. Nie jest nieśmiałym romantykiem za jakiego go brałam.
Nie zwlekał i od razu mnie pocałował, gdy miał do tego sposobność. Usłyszałam w
głowie mały dzwoneczek. Nie ostrzegawczy, ale zwycięski. Gdy przestaliśmy się
całować, uśmiechnęłam się do niego szeroko, odwzajemnił uśmiech.
-Teraz już
nie możesz powiedzieć, że zawsze przy mnie jest Dewon albo Taylor.
-Zniknęła
moja wymówka.
-Nie boisz
się, że teraz będziesz celem do wyeliminowania?
-I co z
tego? Dla ciebie warto.
W tym różnił
się od Dewon’a. On chciał zaryzykować, a Dewon stchórzył, nie chciał spróbować.
Brandon może swobodnie zająć jego miejsce. Moje szanse na wygraną rosną, bo
przecież moim jedynym wrogiem jest Kennedy, o Loren wcale się nie martwię, jest
nieszkodliwa, a do tego gania za facetem, który stoi po mojej stronie, to ją
zniszczy.
Przed
północą, ktoś z ochrony wyrzucił nas z basenu. Nie widziałam tu wcześniej
strażników, ale jacyś są. Pewnie pilnują by nikt nie wdarł się na teren
posesji. A co robili, gdy biłam się z Kennedy?
---------------------
Przepraszam, że długo czekaliście i za brak zdjęć, ale ostatnio mam bardzo mało czasu, a za dwa dni lecę do Londynu, jednakże stamtąd postaram się dodać jakiś rozdział :)
Jak zawsze cudowny ;) czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńOoo po prostu boski.Cieszy mnie to że dalej piszesz.I bardzo podoba mi się wystąpienie tu Sam'a.Od dziś to moja lektura obowiązkowa :*
OdpowiedzUsuńKiedy następny? ;**
OdpowiedzUsuńBedzie następny??? :)
OdpowiedzUsuńHej Hej Hej ;D
OdpowiedzUsuńChcialam cie poinformowac ze dodalam nowy rozdzial na moim blogu (po 8miesiacach xd)
Licze ze go skomentujesz i wyrazisz swoja opinie ;**
www.very-crazy-duo.blogspot.com