Obserwatorzy

sobota, 2 sierpnia 2014

Part 9. Game wearn on.



Nie ważne, że wstaliśmy o bladym świcie, po to by Dewon przeniósł się do swojego pokoju. I tak wszyscy wiedzieli, że spędziliśmy razem noc. Nie tłumaczyłam nikomu, że między nami nic się nie wydarzyło, nie było sensu, bo ten fakt i tak mówił sam za siebie. Prawda jest taka, że tylko razem spaliśmy w jednym łóżku, było parę buziaków, ale nic więcej. Plotki nie są wieczne, za kilka dni, a może jutro co innego będzie na celu.
Aby zaznaczyć, że nie tylko Dewon mnie interesuje, weszłam do kuchni tak jak poszłam wczoraj spać – w samej bieliźnie. W ten sposób pokażę, że jakbym naprawdę żywiła głębokie uczucie do Dewon’a, nie pokazywałabym się tak nikomu innemu. Efekt był jednoznaczny z moimi przemyśleniami.
-Dewon się nie obrazi, że my widzimy cię tak? – zapytał Taylor mierząc mnie od góry do dołu.
-Sam się go zapytaj. Może jesteś zazdrosny?
Podszedł do mnie nie zważając na pozostałe osoby i szepnął mi do ucha.
-Nie mam o co, nieprawdaż?
-Dewon nie widział więcej niż ty, o to ci chodzi? – też szeptałam.
-Naturalnie.
Uśmiechnął się i wyszedł na taras. Świetnie, teraz tylko we mnie wszyscy się wpatrują. Udając, że mnie to nie obchodzi, podeszłam do szafki nad kuchenką i wyjęłam z niej paczkę ciastek. Moja sielanka się skończyła, gdy Kennedy i Oliver weszli do kuchni. Na początku mnie ignorowała, tak samo jak Oliver, rozumiałam dlaczego, ale sądzę że przesadzali, to jest gra! Uświadomił mi to Dewon, którego tutaj nie ma.
-Jednak pasujesz na BWR – oznajmiła Kennedy, gdy przestała nie zwracać na mnie uwagi – Naprawdę jesteś suką.
-Bardzo obchodzi mnie twoje zdanie, jednak skoro tak sądzisz zaakceptowałaś przegraną. Brawo.
-Nie masz nawet prawa tak do mnie mówić. Uważasz się za dorosłą, a masz dopiero 20 lat.
-No i co z tego, że jesteś starsza? Twój mózg zatrzymał się na etapie szkoły podstawowej. Ale jakby tak się zastanowić, jesteś blondynką i to jest dla ciebie naturalne.
Kilku facetów zaczęło się śmiać, ale zrozumiałam, że przekroczyłam granice. Kennedy się zdenerwowała do tego stopnia, że rzuciła się na mnie. Zdążyłam złapać ją za włosy i podcięłam jej nogi. Upadła na podłogę, ale zaraz wstała, najwyraźniej chciała zrobić mi krzywdę, a nie wiedziała, że w życiu już nie raz się biłam. Gdy skuteczne blokowanie jej znudziło mnie, odwróciłam się, by zobaczyć jak inni na to zareagowali, wtedy blondynka zmieniła taktykę. Uderzyła mnie patelnią w tył głowy. Wtedy i ja się wkurzyłam. Natarłam na nią i jednym wymierzonym ciosem rozcięłam jej wargę. Nie mogłam jej już nic zrobić, bo ktoś odciągnął mnie, podczas gdy Oliver, Michael, Dylan i Cory pomagali Kennedy. Miałam dość siły, by wyplątać się z objęć osoby która mnie trzymała, dlatego przebiegłam jeszcze raz kilka metrów w kierunku leżącej Kennedy, ale wtedy złapał mnie Taylor. Razem z Brandon’em, który trzymał mnie wcześniej, wynieśli mnie na taras.
-Już ją zostaw. – przemówił do mnie Taylor ujmując moją twarz w obie dłonie, które zaraz zrzuciłam.
-Jeszcze jej bronisz? To ona pierwsza zaczęła. Miałam stać i czekać, aż cokolwiek mi zrobi, co i tak by graniczyło z cudem.
-Gdyby nie wzięła patelni nic by ci nie zrobiła. – dodał Brandon żartobliwym tonem. Udało mu się rozluźnić atmosferę.
Pokiwałam głową i weszłam do środka. Złość ze mnie ustąpiła, ale i tak, gdy usiadłam na kanapie w salonie, Brandon zaraz pojawił się obok mnie, żeby mnie pilnować.
-Mogę cię o coś zapytać? – odezwał się Brandon, by odwrócić moją uwagę.
-Jasne, śmiało.
-Czemu mnie nie nominowałaś? Podobno wzięłaś tych, z którymi nie rozmawiałaś ani razu, ale ze mną też nie zamieniłaś słowa.
-Tak naprawdę, nie wzięłam cię nawet pod uwagę. Ty jeszcze nie wybrałeś po której jesteś stronie, przynajmniej tak mi się wydaje.
-Czyli gdybym powiedział, że jestem po stronie Loren to byłbym nominowany?
-A jesteś?
-Nie. Nie mogę jednak powiedzieć, że jestem po twojej. Cały czas jest przy tobie Taylor, Dewon albo Samuel. Gdyby nie dzisiejsza bójka nie mógłbym z tobą porozmawiać.
-Nie zważaj na nich, przecież nic ci nie zrobią, gdy będziesz chciał ze mną porozmawiać.
-Mam nadzieję.
Przytuliłam go i poszłam do swojego pokoju. Zapomniałam, że mam na sobie tylko bieliznę. Pomalowałam się i wróciłam do kuchni. Martwiła mnie nieobecność Dewon’a. Nie ukrywał się tylko dlatego, bo krążą wokół nas plotki. Spytałam się kilku osób, czy go widzieli, ale od rana się nie pokazywał. Chyba nie zrezygnował? Byłam we wszystkich możliwych pokojach w tym domu i nigdzie go nie było. Wyszłam więc na dwór, choć rzadko to robiłam. Przerażało mnie otoczenie lasu z każdej strony.
Jednak to było dobrym posunięciem. Znalazłam go siedzącego na skraju lasu. Prędko podeszłam w jego kierunku i usiadłam obok.
-Czemu nie jesteś ze wszystkimi?
-Obmyślam plan gry.
-Gry?
-Ty jesteś bezpieczna w tym domu, a ja nie. Nie powinienem oznajmiać już od początku, że jestem po twojej stronie. Kennedy i Loren przy każdej nadarzającej się okazji mnie wyrzucą, a ty sama mnie nie uratujesz.
-Czemu tak myślisz? Po mojej stronie jest jeszcze Taylor, Brandon i Cory, oni się tym nie przejmuję.
Próbowałam go pocieszyć, choć sama nie byłam pewna czy oni są także po mojej stronie. Pokiwał przecząco głową.
-Słyszałem rozmowę Oliver’a i Kennedy. Mówiła mu, że chce wygrać następne zadanie i nominuje mnie Taylor’a i Samuel’a.
-Nie pozwolę jej wygrać.
-Dobrze wiesz, że choćbyś chciała, BWR nie będziesz tylko ty.
Przytuliłam go, bo nie wiedziałam co powiedzieć.
-To jaką taktykę obierzesz?- wydusiłam wreszcie pytanie, na które nie chciałam znać odpowiedzi.
-Będę się zachowywać jak skończony dupek, wykaże się zainteresowanie Kennedy i Loren i trochę się od ciebie odizoluję. Muszę to zrobić po to, żebyśmy wygrali.
-Jasne – odparłam i wstałam.
-Gdzie idziesz? Tess!
Ale ja już szłam przez trawnik do domu. Nie wiem, czy na serio chce grać żebyśmy wygrali, czy znudziło mu się udawanie, że coś do mnie czuje, bo myślał że w ten sposób nie odpadnie jako pierwszy. Zaufałam mu, a on bez skrupułów oznajmia mi, że planuje się migdalić z moimi rywalkami. Nie zwróciłam uwagi gdzie idę, aż dotarłam do salonu i usiadłam koło Taylor’a, naprzeciwko Brandon’a. Na stoliku obok stała butelka Jack Daniells’a i obok szklanki. Nalałam sobie do jednej i ze złością wpatrując się w okno, zaczęłam z niej pić. Oni również pili, ale nie mieli jak ja tak wygórowanych żądań, bo piję tylko alkohol z wyższej półki.
Gdyby Dewon naprawdę chciał ze mną wygrać to by tak nie postąpił. Nie przejmowałby się tym, że może odpaść, bo Kennedy i Loren mogą wziąć go na celownik, robiłby wszystko co w jego mocy, żeby do tego nie doszło. Najwyraźniej sądzi, że ja będę na niego czekać, a on będzie pomagać innej. Wielce się myli, ja nie dam się tak łatwo oszukać. Chce zmienić narożnik? Ja zrobię to samo.
-Wypiłaś już butelkę? Co się stało? – zapytał Brandon.
-Nic.
Odłożyłam szklankę z hukiem na stolik i skierowałam się do pokoju. Co chciałam takim zachowaniem osiągnąć? Prawdopodobnie nic. Muszę teraz obmyślić taktykę. Dewon ma rację, nie będę cały czas BWR, a wtedy sama swoich nie obronię. Nie, muszę mieć nadzieję że wszystko pójdzie jak najlepiej, nie mogę myśleć, że stracę swoich sojuszników, choć teraz mam wątpliwość, że takowych posiadam.
Nie miałam co robić w pokoju. Chodziłam w nim w tę i z powrotem. Moje uzależnienie od kokainy zaczęło mi dawać w kość już po trzech dniach dlatego alkohol mi pomaga. Pociągnęłam za klamkę, chciałam iść po jeszcze jedną butelkę.
-Dokąd się wybierasz? – zapytał mnie Taylor. Stał przede mną, najprawdopodobniej znowu chciał mnie odwiedzić.
-Chciałam się napić.
-Już dość wypiłaś.
Nie sądziłam, że niekiedy myśli poważnie i logicznie, zaskoczył mnie. Wszedł do mojego pokoju i zamknął drzwi, nie pozwoli mi wyjść.
-Lubisz mi grać na nerwach, prawda? – spytałam, po czym uśmiechnął się szeroko.
-Gdy się złościsz jesteś tak samo ładna, gdy tego nie robisz, więc po co miałbym to robić?
-Dla zabawy?
-Jeszcze mnie nie znasz, kotku.
-Postaraj się wygrać, wtedy będziemy mieli więcej czasu, żeby się poznać.
-Jesteś taka pewna, że i ty wygrasz?
Pokiwałam głową, nie odezwałam się już więcej, bo przybliżył się tak, że jego twarz znajdowała się od mojej zaledwie kilkanaście centymetrów. Zawsze się tak bawi, chce żebym to ja go zapragnęła. Do tego czasu całe swoje zainteresowanie skierowałam do Dewon’a, tym samym nie zauważyłam jednej rzeczy. Taylor interesuje mnie w tym samym stopniu. Ma piękne, gęste włosy i jest niezwykle przystojny, prawdopodobnie uśmiech dodaje mu więcej uroku niż sądziłam. Zauważył, że mu się przyglądam z większym zainteresowaniem niż zazwyczaj. Przez krótką chwilę wpatrywał mi się w oczu, ale zaraz po tym przywarł wargi do moich. Ten pocałunek był inny od wszystkich innych. Pełen namiętności, dzikości i dziwnej rozkoszy, która wypełniała mnie od środka. Jak mogłam być przez rok z Zac’iem którego ewidentnie nie kochałam. Na świecie jest pełno facetów, którzy bardziej mnie pociągają niż on, na przykład Taylor.
Przesuwał dłonie po moich plecach, aż wreszcie ściągnął ze mnie koszulkę. Nie byłam pewna czy tego akurat chcę, ale dałam się ponieść chwili. Nie zwlekając i ja zdjęłam z niego górną część stroju. Dosyć że Taylor jest przystojny to jeszcze dobrze zbudowany. Popchnęłam go na łóżko po to by być na górze. Dalej nasze wargi zgodnie współpracowały, dopóki po kilku minutach nie usłyszeliśmy pukania do drzwi. Zeszłam z faceta pode mną, a on pospiesznie ukrył się w łazience. Założyłam bluzkę i otworzyłam drzwi. Stał za nimi Cory, miał na sobie szorty do kolan, a w dłoni trzymał drinka.
-Chciałem spytać, czy nie masz ochoty na pójście z nami do basenu?
-Czyli z kim?
-Ja i chłopaki.
-A Kennedy albo Loren?
-Loren, Kennedy nadal przeżywa.
-Daj mi 10 minut.
Uśmiechnął się i zawrócił.
Z łazienki wyszedł Taylor. Najprawdopodobniej ta cała sytuacja była dla niego śmieszna, bo zanosił się stłumionym śmiechem. Pocałowałam go tylko raz i wygoniłam z pokoju, chciałam się przebrać. Pierwszy raz skorzystamy z basenu, który wygląda wprost rewelacyjnie. Szczególnie przyciąga to jacuzzi obok. Wzięłam ze sobą 3 pary kostiumów kąpielowych. Wyciągnęłam jeden z nich – czarny i pośpiesznie założyłam. Nie mogłam pozwolić, żeby Loren była sama z nimi wszystkimi. W korytarzu minęłam Dewon’a, ale przeszłam obok bez słowa, sam chciał mnie ignorować. W basenie było już większość osób, natomiast Brandon siedział na skraju basenu po prawo, a Michael i Dylan po lewo. Usiadłam obok tego pierwszego. Miał do mnie pretensje, że nie może ze mną porozmawiać. Teraz mu pokażę, że wcale tak nie jest.
Ta kąpiel miała bardzo dobrą sposobność, żeby zobaczyć kto interesuje się Loren, a kim ona. Widać było jak na dłoni, że najwięcej poświęca uwagi Samuel’owi, a jemu to obojętne. Do niej jednak startują Josh i Michael, który właśnie wskoczył do basenu. Jack i Cory są bez strony.
-Masz mocną głowę. Butelka Jack Daniells’a a ty nadal dobrze się trzymasz.
-Mam już wprawę- skwitowałam żartobliwie.
Zaczęliśmy się śmiać w tym samym czasie, w tym samym momencie Dewon obrzucił mnie posępnym spojrzeniem.
Brandon wskoczył do basenu i pociągnął mnie również. Dołączyliśmy do grupy, w której znajdowali się Cory, Taylor, Dewon, Samuel i Dylan. Byłam głównym celem ich rozmów, wiele robili żeby mi się przypodobać, ale moim zdaniem po prostu za dużo wypili. Gdy przez 15 minut kleiłam się do Brandon’a na zmianę z Taylor’em, Dewon miał najwyraźniej dosyć i wyszedł z basenu. O co mu chodzi? Chce mnie ignorować, proszę bardzo. Niech nawet będzie w grupie Loren, mało mnie to obchodzi.
Brandon chyba był zazdrosny o Dewon’a, bo tylko gdy ten poszedł, zmienił swoje ostrożne zachowanie. Objął mnie ramieniem i cały czas żartował. Sytuacja była niezręczna, bo był tu jeszcze Taylor, ale to się zmieniło gdy poszedł spać, przynajmniej to podał za powód dla którego idzie.
Oparłam się o ścianę basenu, a Brandon położył obie dłonie na kafelkach, tak że znajdowałam się między jego rękami. Nie jest nieśmiałym romantykiem za jakiego go brałam. Nie zwlekał i od razu mnie pocałował, gdy miał do tego sposobność. Usłyszałam w głowie mały dzwoneczek. Nie ostrzegawczy, ale zwycięski. Gdy przestaliśmy się całować, uśmiechnęłam się do niego szeroko, odwzajemnił uśmiech.
-Teraz już nie możesz powiedzieć, że zawsze przy mnie jest Dewon albo Taylor.
-Zniknęła moja wymówka.
-Nie boisz się, że teraz będziesz celem do wyeliminowania?
-I co z tego? Dla ciebie warto.
W tym różnił się od Dewon’a. On chciał zaryzykować, a Dewon stchórzył, nie chciał spróbować. Brandon może swobodnie zająć jego miejsce. Moje szanse na wygraną rosną, bo przecież moim jedynym wrogiem jest Kennedy, o Loren wcale się nie martwię, jest nieszkodliwa, a do tego gania za facetem, który stoi po mojej stronie, to ją zniszczy.
Przed północą, ktoś z ochrony wyrzucił nas z basenu. Nie widziałam tu wcześniej strażników, ale jacyś są. Pewnie pilnują by nikt nie wdarł się na teren posesji. A co robili, gdy biłam się z Kennedy?

---------------------
Przepraszam, że długo czekaliście i za brak zdjęć, ale ostatnio mam bardzo mało czasu, a za dwa dni lecę do Londynu, jednakże stamtąd postaram się dodać jakiś rozdział :)



5 komentarzy:

  1. Jak zawsze cudowny ;) czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo po prostu boski.Cieszy mnie to że dalej piszesz.I bardzo podoba mi się wystąpienie tu Sam'a.Od dziś to moja lektura obowiązkowa :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następny? ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Bedzie następny??? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej Hej Hej ;D
    Chcialam cie poinformowac ze dodalam nowy rozdzial na moim blogu (po 8miesiacach xd)
    Licze ze go skomentujesz i wyrazisz swoja opinie ;**

    www.very-crazy-duo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Komentujesz, motywujesz!